Na
targach kolejowych TRAKO 2001, firma ALSTOM TRANSPORT
zaprezentowała może nienajnowszy (konstrukcja z
1998 roku), ale wciąż ekstremalnie nowoczesny
pojazd szynowy Coradia Lint 41,
będący jednym z rodziny paru pojazdów Coradia Lint
(różnią się długością oraz systemem zasilania
- silnik spalinowy bądź napięcie z sieci
trakcyjnej). "Autobus" zaprezentowany na
targach pochodzi z regionalnej kolei niemieckiej -
Mecklemburg Bahn GmBH, gdzie onumerowano go jako 707.
Wnętrze
pojazdu budzi zachwyt statystycznego podróżnika
kolejami polskimi. Duże okna, bardzo estetyczny
ustęp, miły oku wygląd wnętrza i nawet siedzenia
- wydające się z początku nieco za skromne -
okazują się być ergonomiczne i zapewniać komfort
nawet w czasie długiej podróży. Pojemność
zespołu to niemal 250 miejsc (siedzących i
stojących razem - w zależności od rozplanowania
wnętrza) w klimatyzowanym wnętrzu,
uwzględniającym również rowerzystów
(przewidziano specjalne miejsca dla rowerów) oraz
niepełnosprawnych (niska podłoga oraz ustęp).
Zaprezentowany
pojazd ma długość prawie 42 metrów (wraz ze
sprzęgami samoczynnymi) i składa się z dwóch
sekcji, wspartych na wspólnym wózku tocznym (układ
osi Bx'(2)By'). Układ napędowy (silniki MTU i
automatyczne przekładnie hydromechaniczne) o mocy
łącznej 630 kW (każda sekcja posiada jeden
zespół napędowy) pozwala na niezwykle szybki
rozruch pojazdu do prędkości maksymalnej 120 km/h.
Komfort
maszynisty zapewnia dosyć przestronna kabina, z
bardzo zwartym pulpitem oraz dużą częścią
przeszkloną.
JAZDA
TESTOWA - 20 pażdziernika 2001 r.
Państwo
zapewne zdziwili się powyższemu - toż to
kryptoreklama na niekomercyjnym serwerze! Ale, ale -
nie pisałbym tych wszystkich "zachwytów",
gdybym sam nie spróbował, jak się jeździ Lintem.
I to na trasie prawie dwustukilometrowej!
ALSTOM
zorganizował dwudziestego października 2001 r.
jazdę promocyjną ww. pojazdem, oficjalnie
przeznaczoną dla "wierchuszki" PKP oraz
przedstawicieli lokalnych samorządów. Nieoficjalnie
udało przemycić się paru miłośników kolei,
którzy w ogóle nie byli traktowani po macoszemu,
zarówno przez personel producenta, ale także przez
przedstawicieli kolei państwowych. Świadczyć może
o tym zorganizowanie ad hoc dwóch
fotostopów dla nas.
Sama
jazda? Czysta przyjemność! Mijane rozjazdy nie
były w ogóle odczuwane ani pod względem hałasu,
ani wstrząsów. Zużycie faliste szyn - zwykle
powodujące zatykanie uszu przez pasażerów -
zdawało się być powiewem wiatru w pudło.
Przyspieszenie więcej niż imponujące - czasami
niemiecki mechanik pewnie dla popisu uzyskiwał
prędkość szlakową (na ogół 100 km/h) w
okolicach semaforów wyjazdowych ze stacji, co może
być tylko marzeniem dla banalnych SU45 z bipami :-)
Dodajmy jeszcze szybkie zmiany czoła (bez zbędnych
formalności z próbą hamulca), brak wibracji od
silnika (proszę wspomnieć siedzenie w trzecim
wagonie Bh za lokomotywą spalinową), naprawdę
wygodne siedzenia (po sześciu godzinach
przejażdżki nie czuło się żadnego bólu w
plecach, ani szumu w głowie), sprawną
klimatyzację, higieniczny ustęp (kto wytrzyma tyle
czasu bez...?) i doskonałe wyciszenie wnętrza. PO
prostu komfort, po którym jazda pociągiem SKM
wydawała się najprzykrzejszym doświadczeniem
życiowym.
Trasa
197 kilometrów wiodła z Gdyni, historyczną
magistralą węglową do Kościerzyny, dalej przez
Lipusz do Chojnic, po czym zasadniczą linią
Ostbahnu do Tczewa i z powrotem do Gdyni linią
warszawską (na której, po lipcowych powodziach,
zaledwie paręset metrów można było pokonać z
prędkością 120 km/h). Niestety nie udało się
pobić rekordu przejazdu na odcinku Kościerzyna -
Chojnice (zakładana godzina czasu jazdy), gdyż
spóźniony... autobus szynowy SA102 wymusił postój
na krzyżowanie w Lipuszu.
Niestety
zawiedli ci, którzy mieli być adresatami przejazdu.
Jedynie w Chojnicach pojazd został powitany przez
przedstawicieli powiatu, natomiast reszta Wielce
Ważnych Urzędników w pozostałych większych
miejscowościach uznała najwyraźniej, że pociągi
jak jeżdą, tak będą jeździć i lepiej wypocząć
w sobotę, niż zawracać sobie głowę jakimiś
autobusami szynowymi. Z tej strony było mi wstyd za
takie podejście rodaków :-(
I
jeszcze jedno - sam przejazd i reakcje ludzi
znajdujących się przypadkowo nieopodal toru.
Kompletne zaskoczenie pomieszane ze zdziwieniem,
może trochę niedowierzaniem temu, co się ogląda.
Oczywiście najwięcej emocji pojazd powodował
wśród dzieci...
Może
efekt promocyjny jazdy nie był tak wielki, jak być
mógł, ale z pewnością - przynajmniej w moim
przypadku - będzie bardzo bardzo trwały. Po raz
pierwszy było mi dane skorzystać z kolei na
poziomie megaregionu, do którego Polska aspiruje.
Many
thanks to Mr. Andreas Frixen from ALSTOM LHB GmBH for
his patience in answering my hundreds of questions
(sometimes really very hard ones).